Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogród, rade, że miało ofiarę, nad którą mu się pastwić było wolno.
Lenia stała jak martwa, a tknięta dłonią niegodziwca, twarz jej jak ogień płonęła. Płakała biedna, a łzy i jęk wcale nie zmiękczyły dzikiego człowieka.
Jedna ją tylko myśl pocieszała, że ogród obszerny, zarosły, przytykał do stawu, w którego trzcinach znającemu miejscowość łatwo się ukryć było można.
Tymczasem zyskiwali na czasie, dzień uchodził, a w sercu odzywała się jakaś nadzieja, czegoś niespodziewanego zesłanego ręką Bożą.
W istocie długi czas upłynął nim żołnierze powracać zaczęli, nigdzie Feliksa nie odkrywszy. Przeklinali, odgrażali się, a Nikityn naglił już, aby natychmiast wyruszać.
Lenia, z którą teraz obchodził się dziko, stała już osłupiona i nieprzytomna. Ostatek przytomności i odwagi wyszafowała na ten wysiłek, którym zbawiła brata. Z głową spuszczoną, nie pożegnawszy się nawet z matką, popchnięta poszła za wozem, na który rzucono Naumowa. Nie wiedziała, co się z nią dzieje, wtem, gdy już znak do wymarszu dać miano, ujrzała obok siebie Magdzię, która ujęła ją za rękę i szepnęła po cichu:
— Pójdziemy razem — zginiemy razem.
Śmiech żołnierzy, hulaszcza ich pieśń i uderzenia w bęben zagłuszyły ostatnie jęki dwóch biednych męczenic.


∗             ∗

Jeden z pokaźniejszych dworków miasteczka M... mieścił w sobie naówczas główną