Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z nim dzieje. Z pokoju drzwi szklanne wychodziły na ogród, były wybite, nimi ciągnęły się gąszcze starego sadu, które Lenia szybko bratu wskazała, i wahającego się pchnęła wołając.
— Uciekaj!
Feliks więcej instynktem niż rozmysłem wiedziony, rzucił się na ogród, a że z tej strony żołnierzy nie było, bo w tej chwili wszyscy w dziedzińcu pili, mógł się natychmiast ukryć i znikł im z oczu.
Nikityn patrzał milczący, ale dziwna złość malowała się w jego twarzy.
— Dawaj rewolwer! wołał.
— Czekaj, niech o niego będę spokojna, odpowiedziała dziewczyna. A po myśli już chodziło jej jakby tym samym sposobem Naumowa z więzów uwolnić.
To chwilowe zadumanie, wśród którego mimowoli opuściła rewolwer, umiał zręcznie na swoją korzyść obrócić Nikityn, pochwycił ją żelazną dłonią za rękę i ścisnął tak, że broń musiała wypuścić.
Zaledwie się to stało, krzyknął natychmiast na żołnierzy i tłumy ich wbiegły do izby. Nie zważając na płacz i prośby Leni natychmiast rozkazał, aby zbiega w ogrodzie szukano, tłumacząc się przed sołdatami, że go przez litość przyprowadził na chwilę do tej izby, z której on niepoczciwą umknął zdradą. Odzyskawszy rewolwer Nikityn śmielszy, pchnął garnącą się ku sobie Lenię rozwścieczony, uderzył ją w twarz, i pieniąc się dodał.
— Jeżeli go znajdziecie, zabić jak psa!
Żołnierstwo napite tłumnie puściło się w