Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Moskal.pdf/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale póki się to nie dowiodło za cóż mój brat i my wszyscy cierpieć mamy?
Oficer chciał się z razu oburzyć i już poczynał ostre bardzo wyrazy, gdy pod wejrzeniem Leni język mu się splątał i zamilkł.
— No cóż, no jakże — rzekł — buntownik...
— Jakże wy wiecie? — spytała śmiało kobieta.
— Ja z nim w jednym pułku służyłem, on mnie nie dawno miał w rękach i wypuścił z niewoli...
— Widzicie! — zawołała Lenia cicho.
— Ot! widzicie! — odparł Nikityn — ja nie taki głupi, żebym to zrobił. A czego on mnie pożałował i nie powiesił? — Zaczął się śmiać dziko — Durak!
W tem dziewczę podeszło ku niemu całe drżące, ale z odwagą rozpaczy, i malutką białą rączkę położyła mu na ramieniu i poczuła jak ten dziki zwierz od jej słabego dotknięcia zadrżał cały.
W czarnych oczach dziewczyny wlepionych w szare jego ślepia tyle było upajającego ognia, że jej wzroku wytrzymać nie mógł — oszalał..
Instynktem kobiety Lenia pojęła swoją siłę i poczęła mu coś szeptać szybko i żywo, potem jak czarownica jak owi Indianie, co upajają węże zjadliwe, odstąpiła od niego pewna siebie i poczęła się krzątać około swych towarzyszek jęczących jeszcze na ziemi.
Oficer pobiegł do Mołokosieja, który się szatańsko uśmiechał i począł mu wydawać rozkazy.
Natychmiast żołnierze opróżnili pokoje otaczając tylko dom w koło, a Lenia mogła