Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

uczono pewnie, aby je na gościńcu rzucić, jako niepotrzebny ciężar. Bóg ci zapłać. Ale słuchajno, panie Zenonie, gorączka jesteś. Co dziś pomoże mówić z księciem Robertem, kiedy za parę godzin ów mecenas przybędzie dla podpisania aktu?
— Mnie też nie szło o zapobieżenie temu, co nieuchronne, — odparł Zenon — lecz... lecz przy tej zręczności chciałem choćby groźbą rozbudzić księcia Roberta.
— Ano, tak dobrze, tak dobrze, ma foi — odpowiedział generał, uderzając go po ramieniu. — Budź, budź, ale...
Zamilkł stary; choć żołnierzowi, łza zakręciła się mu w oku. Pochodził po salonie, obejrzał się po zbrojach i wizerunkach... Nagle stanął, wyprostował się, twarz z chmurnej stała się jaśniejsza i poważna, jakby na nią blask rzuciło jakieś widzenie.
— Ale nie, — zawołał — nie, to być nie może! My, nasz ród upaść nie może, to byłoby okrutne, to byłoby niesprawiedliwe! Patrzże, mój Zenonie, na rodzinę, na to gniazdo nasze, na ducha, co nas ożywia; myśmy też na coś światu potrzebni. Mieliśmy, mamy posłannictwo ofiary, kapłaństwo cnoty i piękna — nie żyliśmy darmo, choć nas zowią próżniakami i darmozjadami. Jeżeliśmy nie pracowali dłonią, pracowaliśmy myślą, sercem, przewodniczyliśmy, gdzie trzeba było. My jeszcze przecie coś do dziś dnia reprezentujemy, czego oprócz nas nikt nie potrafi; w naszych dłoniach arka tradycji.
Generał zapalał się, powtarzając, co słyszał, czytał i w co wierzył najmocniej. Zenon słuchał z wyrozumiałością, z pewnem współczuciem, lecz nie zdawał się przekonanym, choć sprzeciwiać się nie widział potrzeby.
— Wszystko to prawda, — zakończył, wstając — a jednak, chcąc się na tem stanowisku utrzymać, potrzeba pracować. Gdy szeregi do boju idą, kto padł na ziemię, tego stratują konie.
Książę Hugon spojrzał nań bystro.