Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się wpleść w jakie nowe życia koło, nie na żywot nowy, ale na nowe męczeństwo. Brańskich bronił od tego szacunek, jaki ich otaczał, miłość ludzi, którzy osłaniali zgon ten, kupując im spokój chwil ostatnich.
Garbowscy byliby pewnie pozostali tak odsunięci na zawsze, gdyby przybycie pana Zenona Żurby do Lublina w sprawie nałożonego aresztu na paki i spotkanie się przypadkowe z Zygmuntem nie odżywiło w nim wspomnienia pięknej księżniczki. Sprawa szła najgorzej, pan Zenon zmuszony był siedzieć i czekać, a Garbowski, pochwyciwszy go, szczęśliwy, że znalazł przyzwoitszego do towarzystwa człowieka, przywiązał się do niego nieodstępnie.
Jakkolwiek dwa te charaktery wcale się z sobą nie godziły, bo Zenon był poważny, małomówny i surowy, a Zygmuś bałamut, który ledwie chwilami dawał się poskromić, sama ich sprzeczność zbliżała do siebie. Zenona rozrywał ten szaławiła, Zygmunta pociągał ten, jak go zwał, purytanin. Dosyć, że się spotykali bez wstrętu i słuchali, nie godząc, ale i nie kłócąc. Zenon tajemnicy z położenia książąt czynić nie miał powodu.
— Wystaw sobie pan, — zawołał na drugi dzień trzpiot — wszystkoby się było najśliczniej złożyło... i całej tej biedy uniknęło, gdyby Gozdowski miał odwagę powiedzieć, że tatko mój wszystkie długi popłaci, byle mu dano nadzieję, że ja się będę mógł z księżniczką ożenić, a przecie jej gwałtem brać nie chcieliśmy.
— Chyba żartujesz? — śmiejąc się, rzekł Zenon.
— Słowo honoru, tatko dawał pieniądze, byle słowo otrzymał, że mi się starać pozwolą.
Spojrzał na niego Zenon surowo, poważnie, smutnie.
— Mój panie Zygmuncie, skąd też wam taka myśl przyjść mogła? W teorjach społecznych wszyscyśmy przed prawem równi, to prawda, ale wychowanie, tradycje, stosunki, obyczaje dzielą mimowolnie naj-