Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powodować drugim, a że Robert nie o wiele przytomniejszy był od niego, ksiądz Abłamski obu nimi rozrządzał i kierował; mimo żalu, mając jeszcze siłę, zajmował się pogrzebem i nimi.
Nie dostrzegał pogrążony w sobie książę Hugon, iż obrzęd ten, który dla imienia biskupa i dostojności rodziny powinien był, zwyczajem powszechnym, z wielką się odbywać okazałością, tylko dzięki księdzu Abłamskiemu i jego zabiegom jakkolwiek się dał urządzić. Wszystkiego doń brakło, a najpierwej pieniędzy. Kościół, co miał, dostarczył chętnie, lecz rzemieślnikom i kupcom płacić było potrzeba. Zapożyczono się u księdza Scholastyka i kilku kanoników, wysłano po niektóre rzeczy do Brańska.
Dawniej byłaby familja nic nie szczędziła, aby uczcić jednego z najznakomitszych swych członków, dziś — los własny zbyt ją obchodził, by o okazałości pomyśleć było można. Nie zastanawiano się już i nad tem, że na biedną Stellę włożono obowiązek ciężki oznajmienia ojcu o śmierci brata, którego kochał tak czule, że przez nią żądano, przeciwko wszelkiemu zwyczajowi, rodzaju pożyczki od niego.
Złożenie zwłok w grobach biskupich w kolegjacie odbyło się wszakże uroczyście dzięki księdzu Abłamskiemu i dopiero tego dnia Wincentowicz z listem nadjechał. Generał tak był uciśnięty potrzebą grosza i obawą oń, że nie spytawszy się nawet o szambelana, powitał łowczego zapytaniem:
— A masz pieniądze?
Listy i pieniądze przywiózł szczęściem Wincentowicz, od Stelli oblany łzami i od starego księcia Norberta ręką sekretarza, krótki, ale rzewny. W przypisku donosił, że żądane pieniądze przysyła. Generał, który się zawodu i wstydu obawiał, lżej odetchnął. Były to te same tysiąc czerwonych złotych, które Robertowi wprzód dano na klejnoty dla jego bohdanki.
Po ubogim księdzu sufraganie, wyjąwszy te długi, które Brańsk zapłacić był obowiązany, nie zostało nic — żadnego kosztownego sprzętu, żadnej prawie