Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szej oszczędności życia, nie zostało po nim za co sprawić pogrzebu? Sam mi mówił na godzinę przed śmiercią, odając swój woreczek, iż więcej po nim nic nie znajdziemy, abyśmy nadaremnie nie szukali.
— Na miłość Boga, byćże to może? — zawołał przerażony generał.
— Potwierdza to i testament, który państwo czytać będziecie. Jedynym funduszem pozostałym jest to, co miał u księcia szambelana, a długów zostawił dosyć.
Był to nowy cios dla Brańskich i generał przypomniał sobie łatwo, że różnemi czasy do dwóchkroć u niego pożyczyli. Długi więc księdza sufragana miały znowu zaciężyć na majątkach. Spytał zaraz o testament książę Hugon; był on otwarty, przed notarjuszem sporządzony, więc go też rychło dostać mogli. Rozmaite sumy, czasy różnemi dane familji, wynosiły przeszło dwakroć; z tych sto kilkadziesiąt długów należało opędzić rychło, dać na pogrzeb, a resztę ksiądz sufragan przekazywał Stelli i Robertowi, z małym legatem dla sług i księdza Abłamskiego.
Robert i generał nic z sobą nie mieli, wydatki były pilne, położenie przykre; wypadało posłać zaraz do szambelana i prosić go o pomoc, gdyż on jeden miał cokolwiek gotowego grosza. Ponieważ ani Robertowi, ani jemu w tej chwili odjeżdżać nie było podobna, generał siadł pisać list do brata i do Stelli, prosząc, ażeby ojca do smutnej wiadomości przygotowała, a pieniądze przez Wincentowicza natychmiast wyprawiła.
Resztę dnia spędzili, modląc się przy zwłokach i na smutnej rozmowie z księdzem Abłamskim, który ciągle zgon biskupa opłakiwał. Słudzy jego też, modląc się przy ciele, jęczeli i łzami się zalewali. Tysiące dobrych uczynków nieboszczyka teraz dopiero na jaw wychodziło, gdy każdy, co mu wprzód taić kazano, głośno rozpowiadał. Księciu Hugonowi ten widok, ten cios nowy, który familję i na sercu, i w jej bycie tak boleśnie raził, odjął resztę otuchy i odwagi do walki z losem. Siedział nieruchomy, bezmówny, dając sobą