Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ludzie być mają bogaci, ale Gozdowski, którego są krewnymi, krzywi się na nich.
— Pocóż tu oni przyjeżdżali?
— Jakieś interesy pieniężne, — odezwał się generał — nie wiem, o co im chodziło.
Szambelan popatrzył i zaczął o czemś innem. Wogóle jednak myśl miał ciągle swobodną i wesołą, parę nawet anegdot z dawnych czasów z właściwym sobie dowcipem opowiedział generałowi, który je już kilkakroć od niego słyszał i chodził chmurny, nierad temu, iż jego przygotowanie spełzło na niczem. Wcześniej niż zwykle pożegnał się z bratem.
— Ucałujże biskupa i ode mnie po stokroć, a powiedz mu, jak tylko się lepiej uczuje, niech na rekonwalescencję tu do nas przybywa, wygodniej mu będzie. Tam dom lichy i nieopatrzony, wilgotny i kuchnia nic do rzeczy.
Z tem wyszedł książę Hugon, a nazajutrz, zabrawszy Roberta z sobą, wyjechał smutny, czując się także na zdrowiu niedobrze. Przez całą drogę nie przemówili prawie do siebie.
W miasteczku znaleźli z powodu niespodzianej śmierci człowieka, który wszystkim wiele świadczył i był tu najważniejszą osobistością, zamieszanie wielkie. Duchowieństwa z bliższych parafij wiele się już było zjechało. Przygotowania do eksportacji i pogrzebu zajmowały księży i ludność, cisnącą się na sufraganję.
U drzwi przywitał ich ksiądz Abłamski ze łzami i na wikarję do mieszkania swojego poprosił. Do ostatniej chwili był on przy umierającym, który wolę swą jeszcze mu, całkiem będąc przytomny, spisać kazał.
— A! mości książę, — zanosząc się od płaczu, mówił kapelan — straciliśmy człowieka wielkiej i skromnej cnoty, a ja w nim ojca i dobrodzieja! Nikt nie zliczy, co on dobrego uczynił i jak wylany dla ludzi zapominał o sobie! Uwierzyłżeby kto, iż na takiem biskupstwie, przy znacznych dochodach i najwięk-