Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Morituri.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ności, może nadto poczciwy, ażeby mógł być dobrym plenipotentem. Po długich namysłach Gozdowski wpadł na nieszczęśliwy plan, ażeby pożyczonych tak niespodzianie stu tysięcy użyć na wypłacenie zaległych procentów pilniejszych, pewien będąc, że tem otumani wierzycieli, uspokoi i na długo pokój okupi. Nim dojechał do domu, plan ten stanowczo został postanowiony i Gozdowski winszował sobie bystrości, z jaką go wynalazł, zawczasu triumfując, iż niebezpieczeństwo zaklnie na długo. Tymczasem zaś książę się ożeni i wierzycieli poopłacają.
Rachował wszakże, nie domyślając się wcale, iż wierzyciele ci byli po większej części jednym tylko, który trzymał w ręku losy Brańskich i odebraniem procentów wcale się zadowolić nie chciał, że układy z nim były niemożliwe, a małżeństwo, uważane za pewne, w tej właśnie chwili najmocniej było zachwiane.

W Warszawie wszystko jeszcze było w tym stanie, w jakim widzieliśmy hrabiego, księcia i Alfonsynę ostatniego rana. Przyjaciel Aureli wyszedł na zwiady, a że znał cały świat, kilkunastu godzin dosyć mu było, ażeby dokładnych zasięgnąć wiadomości. Trafił na Hartknocha, który nie miał najmniejszego powodu ukrywać przed nim stanu interesów Brańskich.
— To są ludzie ze szczętem zrujnowani, — rzekł poprostu — nic ich uratować nie może, chyba... chyba złoty deszcz z niebios. Mogę wam zaręczyć, że długi przenoszą majątek.
Dość już było tej wiadomości panu Aurelemu, który z nią, nie tracąc chwili, do starego przyjaciela pośpieszył. Znalazł go w domu — nie było co złocić pigułki.
— Kochany hrabio, — rzekł — czy się książę Robert kocha czy nie w Natalji, czy powróci do niej czy nie, to są rzeczy podług mnie podrzędne, — znam