Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jaką mi dało szczere, głębokie przywiązanie do pani. Przybyłem zapóźno, niestety, ale od was zależy, abym jeszcze był szczęśliwym; żadna ofiara z mej strony nie będzie zawielką, jeśli nią okupię to szczęście, którego pragnę, za którem goniłem narażając sto razy życie; od was zależy przyszłość, zlitujcie się...
Spojrzał na Marynkę, która stała cała drżąca, słowa rzec nie mogąc.
— Ale co to gadać długo i darmo — zawołał Tygiel. — Kochasz go Marynko, rozmyślać się niema co, niemiec odstąpi rodzone dziecko, byłe mu się opłaciło, a co o żonie, to już ani mówić. — Jeśli ty się zgodzisz, ja z Larischem pomówię.
Antoś się zbliżył i ujął ją za rękę zwolna, przyklękając mimowoli, wlepiając w nią błagające wejrzenie..
— Maryo droga...
— Cicho... wstań — odezwała się poważnie — rozważ co masz czynić, zostaw mi chwilę do namysłu... w głowie mi się zawraca.
Młody człowiek przestał nalegać — Marcin zdala stojąc za córką, dawał mu znaki, ażeby nie tracił nadziei. Marynka, która się słabą uczuła, siadła.
Ojciec udał w tej chwili, że mu coś pilnego wypadło do załatwienia i wysunął się do bokówki, co widocznie przestraszyło Marynkę. Starała się ona całą siłą poskromić uczucie rozbudzone widokiem biednego człowieka, którego twarz malowała dobitnie i to czego doznał po latach rozstania, znajdując się znowu przy niej.
— A! jakżem szczęśliwy! — zawołał — jakżem szczęśliwy, że mi sił starczyło na powrót, żem nie