Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

widocznego dołożenia się, prawie mimo i przeciwko mej woli.
— Właśnie do jednego z nich pomoc twoja jest mi potrzebną — rzekł radca. Dochodzisz w tych dniach do pełnoletności, świat powinien sądzić, że my jesteśmy źle z sobą. Tłumaczy to aż nadto ożenienie moje. Ja na Mogilnej posag twej matki umieściłem, waćpan go natychmiast wypowiesz, mimo mej woli. Najusilniejsze starania w żadnym razie nie powinny cię odwieść od tego postanowienia, bo od niego nabycie Mogilnej zawisło. Ja także będę się starał, prosił, wstawiał, nalegał, tak mi wypada; ty pozostaniesz niewzruszonym.
Syn, który do tej pory słuchał milczący i nieodzywał się ni słowa, zawołał nagle;
— Ojcze... to prawdziwe arcydzieło przebiegłości i rozumu! ale cóż ludzie powiedzą?
— Ludzie nic powiedzieć nie mogą, bom nie popełnił najmniejszej nawet niedelikatności. Ja będę bronił tych nieszczęśliwych Mogilskich. Ich upadkowi zresztą winien nie jestem; jeśli nie my, ktoś inny byłby pochwycił ten smaczny kąsek.
Nie mam sobie nic do wyrzucenia. Byłoby szczerym sentymentalizmem z mej strony, gdybym unosząc się jakiemiś względy osobistemi, komu innemu dał wziąć to, co my zabrać możemy. Nieuczciwości nie popełniłem. Ale przecież ktośby tę Mogilnę musiał kupić, bo oniby się na niej nie utrzymali w żaden sposób. Katastrofę być może iż przyśpieszyłem, ale to dla nich jest raczej dobrodziejstwem, niż krzywdą. Zresztą Mogilskim pomożemy o ile się tylko da, aby