Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niego atencyą. Stary nieco się dał rozruszać. Żartując razem, przeszli do bokówki, gdzie teraz prawie zawsze stała szklanka wódki i czarka pana Marcina. Spostrzegłszy ją, Antoś się uśmiechnął i pochwycił za kieliszek...
— Fe! ojcze kochany, zawołał, a czemu to nigdy przyszłego zięcia nie poczęstujecie. Dopierobyście zobaczyli, jak się po angielsku i po amerykańsku pije. Co tam ta czarka — rzekł, podnosząc ją w górę, myśmy szklankami pić nawykli. No — oto powiem wam, że się też tak nawykło do daru, bo ten tam doskonały, do wódki... iż bez nich teraz żyć nie można. Z drugiego pokoju posłyszawszy to Marya, przybiegła aż do progu.
— Panie Antoni, do czego pan żarty sobie robisz z ojca! czyż być może, ażebyś pan miał nawyknienie do tego, co rozum odbiera...
— A, proszę pani, mnie bo wódka daje rozum, a nie odbiera...
Tygiel począł się śmiać i nalał.
— No, to w ręce wasze...
— A czemuż nie!...
Wychylili po czarce... Antoś zaproponował drugą Marya, załamawszy ręce, odeszła od progu...
— To wszystko dobre — dodał amerykanin — ale ja umiem proponować coś, co się ojcu podoba niehybnie, a co praktyczni pono wynaleźli anglicy... Zróbmy grogu... cały dzień go pić można... chłodzi i krzepi... W Ameryce kobiety nawet piją.
Ujęty niezmiernie przymiotem odkrytym w przyszłym zięciu, Tygiel zgodził się na grog i po pierwszym łyku, znalazł go nieco do staroświeckiego krup-