Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 2.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Marya spojrzała nań, bo czasem wzrok jej umiał go hamować.
— Mój ojcze! zawołała błagająco.
— Cicho byś była, kwoko! krzyknął Marcin — zaraz mi cicho! to ten twój amerykanin w taką mnie wprawił pasyą. A! piękny gatunek! co się zowie piękny! Wpadliśmy z nim z deszczu poci rynnę. Gotów mnie później z domu wygnać, żebym mu chleba nie odjadał!
— To się zmieni, odezwała się córka — trzeba coś przebaczyć długiej biedzie i nielitościwości tych, wśród których żył i stwardniał.
— A już go ty teraz i we łzach nie rozgotujesz... odparł Tygiel. W tym wieku serce dorosło i głowa się zamknęła... co tam jest to i będzie...
To mówiąc, Tygiel kawałki talerza rzucił pod piec z hałasem, podparł się łokciami na stole i począł płakać. Symptom ten łzawy po anyżówce nie raz się przytrafiał. — Marya znała go i nie probując już opamiętywać — w milczeniu czekała aż przejdzie.
Otarłszy łzy Tygiel, wstał od stołu, niczego nie tknąwszy, stękał i wzdychał — kiedy niekiedy wyrywały mu się słowa — piękny mi zięciaszek! a to jużbym niemca wolał, boby choć tych brudów nie wywłóczył na pokaz przed światem...
W parę dni po tej scenie pamiętnej, Antoś się zjawił w Strzelnie, wesół, rozmiłowany, czuły po swojemu... Marya przyjęła go z nadzieją, że może innego teraz znajdzie w nim człowieka i pierwsze wybryki fantazyi, nie charakterowi przypisać będzie mogła. Zdawało się nawet w istocie, iż chciał wrażenie tamto zatrzeć, a ojca przebłagać, bo był ze szczególną dla