Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wa samej przez się, dać go tylko może widzenie ludzi, obycie się z towarzystwem.
Mówiąc to, zacna prezesowa, potrząsała głową i przechadzała się poruszona. Widać w niej było więcej jakiejś niewytłumaczonej obawy, niż nawet zdumienia i pociechy. Macierzyńskie serce niepokoiło się o zetknięcie córki i syna z tą istotą zagadkową.
— Nic nie wiem — rzekł prezes — nic nie wiem, czuję, że Anusia ma trochę racyi, a mimo to, wolałbym dla niej i dla własnej pociechy, żeby ją nie świat ale Boży dar uczynił tem, czem ona jest.... Osobliwsza dziewczyna.
Witold wyszedł na kilka kroków przeciwko powracającej siostrze, która szła a raczej biegła z dziecięcą radością ku rodzicom.
— A co, Marynka, a co? — zawołała, składając ręce i śmiejąco się patrząc w oczy rodzicom, cóż moja Marynka.
— Jakto, twoja? — spytała matka...
— Moja, bo mi się bardzo podobała! bo mnie zajęła niesłychanie.
— A my się tu już o nią kłócimy — odezwał się ojciec — to nie może być, powiada twoja matka, żeby ona taką wyszła z pensyi.
Kazia ruszyła ramionami.
— Ja nic nie wiem — zawołała, tylko to, że śliczna, miła i wielka dama, i bardzo mi się ją chce kochać!
— A! bo ty jesteś z kochaniem straszna śpieszyńska, przerwała matka, a ja niedowiarek Boży, radzę poczekać, i dobrze się rozsłuchać i rozpatrzeć. Kazia zrobiła minkę nieukontentowaną.