Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to zadanie grosza i warsztat do robienia pieniędzy. Dlatego u państwa tak pięknie i miło...
— Dalipan rozumny jakiś i bardzo poczciwy niemiec — rzekł w duchu Roman.
Zajął już sobą po troszę wszystkich bo i pani Anna spoglądała nań przyjaźnie i Kazia nie okazywała dlań wstrętu. Witold, jak i ojciec, znalazł go wielce miłym i przyzwoitym.
— My się w ogóle nierozumiemy wzajemnie, rzekł w chwilę później przybyły, państwo sądzicie o nas wszystkich z kilku nieszczęśliwych próbek, my też, wyznaję chętnie, nie zawsześmy sprawiedliwi. Ma to do siebie położenie nasze wzajemne teraźniejsze, że nas w końcu z przesądów wyleczy.
W ten sposób odzywał się ciągle pan radca Larisch, i w końcu potrafił zyskać tak wszystkich, że gdy po krótkich odwiedzinach poszedł żegnać gospodarzy, najczulej go prosili aby stosunki zawiązane nie zostały zaniedbane na przyszłość. Roman odprowadził go z Witoldem na ganek, wyściskali się za ręce, i rozstali w najprzyjaźniejszy sposób.
Z ganku do stolika podwieczorkowego wrócił poczciwy prezes w różowym humorze i siadł, zwracając się do żony z zapytaniem
— Cóż ty powiesz na tego Niemca? hę! nieprawdaż, egzemplarz ciekawy! nie wszyscy chwała Bogu są fressery... To bardzo miły i przyzwoity człowiek.
— Tak na ustach, słodycz sama — odezwała się pani Anna.
— Nie mamyż przecie prawa posądzać go że inaczej jest w sercu, począł prezes. — Moja Anulku jak bo ty jesteś uprzedzona przeciwko nim wszystkim.