Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czył tej prawdy, Niemcy od Polaków, czy Polacy od Niemców...
— Wprawdzie wszystko za powód do kłótni służyć może przy dobrej woli, — przerwał ojciec, ale któżby przyszedł na zgodę powiedzieć wam po łacinie: Non procul a proprio scipite poma cadunt! Co gorzej jest pono podobne przysłowie francuzkie.
Rozmowa poszła dalej coraz poufalsza i serdeczniejsza. Mówiono o cenach zboża, o gospodarstwie, o złych czasach, o handlu, o Berlinie z powodu uniwersytetu, o sejmie potem, o wyborach posłów z prowincyi i t. p.
Ostatni punkt obudził nieco podejrzenia w prezesie, który posądził sąsiada iż może ma jakie kompromisarskie zamiary, ale się omylił, gdyż p. Larisch dodał zaraz iż w sprawę agitacyi wyborczych wdawać się nie myśli i ręce od niej umywa.
— Tem lepiej, dodał prezes w duchu.
Od nieszczęśliwej polityki przeszedł, zwracając się do panny Kazimiery, na muzykę, którą powiadał że lubił bardzo... Potem z panią Anną począł coś o kwiatkach, gdyż kwiaty także były mu bardzo upodobane. Pochwalił ogród, czem sobie ujął serce gospodyni.
— Państwo jesteście bardzo szczęśliwi, rzekł macie starodawną siedzibę pełną pamiątek, jesteście w domu, pracujecie dla przyszłości, gdy my potrosze koczujemy.
Między wami a tą ziemią jest pewien związek tajemny, który uprzyjemnia pracę koło niej, dla nas