Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Mogilna T. 1.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ona zrozumiećby cię potrafiła. Ulżyłoby zawsze za mąż pójście losowi ojca, który znalazłby dla siebie stosowniejszą i łatwiejszą pracę. Chętnie wypuściłbym mu folwark dzierżawą.
Marynka milczała.
— Ale rozumiem, odezwał się niemiec, iż ta rzecz potrzebuje głębszego namysłu. Daję pani czas do niego i czekać będę. Uczynisz, co uznasz lepszem.
To mówiąc, skłonił się grzecznie i jakby zawstydzony, co najprędzej się wysunął.
W pół godziny później nadszedł ksiądz Grzywa, i znalazł ją siedzącą jeszcze w tem samem miejscu, przed opróżnionem krzesełkiem, z którego łatwo było domyśleć się niedawnych odwiedzin.
— Cóż to tak siedzisz, moje dziecko, zawołał z progu, jakby cię co do stołka przykuło?
— W istocie, mój ojcze, porywając się żywo i podchodząc ku niemu, rzekła Marynka, byłam wkuta podziwieniem, rozmyślaniem i zakłopotaniem. Larisch mi się oświadczył!
Proboszcz się począł śmiać.
— E! — rzekł — to żarty.
— Nie, ojcze, oświadczył ml się na prawdę.
— A cóż waćpanna na to?
— Widziałeś, mój ojcze: podziwienie mnie przykuło do krzesła.
— Prawda że milioner — wzdychając odezwał się proboszcz, ale stary, a co gorzej i niemiec i nie naszej wiary. Przyznam się waćpannie, że choć ją szczerze szacuję, ale — niemiec odważny.