Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
WĘZEŁ DRAMATU.

Nazajutrz Seweryn siedział w domu i poglądał w okno, tęsknie zamyślony, gdy wózek pana Kulikowicza zatoczył się w dziedziniec... Sławny to był w sąsiedztwie zaprząg... Kałamaszka stara z odrapanym koziołkiem, trzema kutemi i jednem nie okutem kołem, do niej porwanemi i pozwiązywanemi postronkami uczepione trzy szkapy chude: gniady, siwy i bułany. Woźnica w siermiężce, czapce wysokiej, łapciach i płóciennych szarawarach, popędzał.
Na zasłaniu kilimkowem, starem, siedział skurczony we dwoje, w płaszczyku letnim nasz spekulant. Nigdy on inaczej nie jeździł, a tym którzy się z niego śmieli, odpowiadał, że panowie P. P. O. O. R. R. nie inaczej dorabiając się fortuny jeździli; a jednak dzieciom miljony zostawili i na starość rozlegali się w wiedeńskich karetach.
Bardzo spiesznie wysiadł Kulikowicz z wózka, zrzucił płaszcz i wpadł do pokoju. Seweryn wcale się na jego spotkanie nie spieszył; domyślał się jaki był powód przybycia i kwaśno go przyjął.
Dość pokornie wszedł Kulikowicz do pokoju i usiadł na wskazanem krześle.
— Jestem na pańskie rozkazanie — rzekł.
— Oczekiwałem na niego, — odparł Seweryn.
— Możemy skończyć interesa w dwóch, ja lubię tak... od razu... Tak, nie... słowo... ręka i koniec.
Była to słabość Kulikowicza, że się miał i głosić lubił za uczciwego i łatwego w interesach człowieka.
— Cóż pan masz u krajczego? co ma pan krajczy?