Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pominając sobie podziwienie Drolling, jej gniew, jej skok ku rotmistrzowi i dany mu policzek, trudno było w istocie nie pośmiać się trochę.
Hrabia stękał na nogę i zawodził. Podano szlafrok Sewerynowi, a Hubert z chorą nogą spoczął na łóżku panny Tekli.
— Szampańskiego wina! — zakrzyczał gospodarz, — zdrowie mojego gościa i panny Tekli, zdrowie rotmistrza.
— Bylebyś hrabia nie pił! — rzekł rozbrojony Seweryn...
— Jeden kieliszeczek!
— Lepiej by żadnego...
Wniesiono tacę, kielichy i z wielką radością rezydentów, którzy szampańskie wino pili z uszanowaniem, dobyto butelek.
— Nie gniewasz się? — rzekł hrabia do Seweryna.
— Panna Tekla chyba gniewać się za to może, — odparł grzecznie chłopiec. — Boję się żeby mnie nie posądziła o należenie do spisku.
— Wszystko się skończyło na rotmistrzu, — kielich w górę wznosząc, zawołał Durczyński. — Zdrowie twarzy pana rotmistrza, która życzenia tego najbardziej zdaje się potrzebować.
— Policzek od kobiety... przyjmuję zawsze z radością — odparł Wiła.
— Pijże rotmistrzu!
Wesoło chichocząc, rozeszli się wszyscy; nareszcie hrabiego zaniesiono do jego pokoju, a Seweryna przeprowadzono do przygotowanego apartamentu, na ten raz snu już mu nie przerywając. Nazajutrz rano hrabia miał się lepiej, panna Tekla nie pokazała się a Seweryn po śniadaniu odjechał.