Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

puje wolnym krokiem nie patrząc, sądząc się widocznie samą... Składa na stoliczku swoje bransolety, broszę, rękawiczki; wyciąga znużone ręce, odpina suknię.
Seweryn stracił przytomność i nie wiedział co począć z sobą... nie miał głosu, by się odezwać... Ona nie widziała go; zrzuciwszy szal, rozpuściwszy długi warkocz włosów, postąpiła ku łóżku.
W tem krzyk dał się słyszeć...
Ujrzała Seweryna, który z otwartemi usty, nie śmiejąc się ruszyć, leżał sparty na poduszce.
— Co pan tu robisz!
— Pani, ja nie wiem.
— Ale to jest niegodnie... to...
— Pani...
Ledwie tych kilka słów przemówić mogli, gdy drzwi rozwarły się z łoskotem i hrabia, niesiony na ręku służących, z całą swoją czeredą ukazał się.
Panna Tekla wściekle rzuciła się ku niemu łając wszystkiemi językami, jakie umiała, po polsku, po niemiecku, po rusku, po francusku, hrabia zachodził się od śmiechu.
To mnie uleczy! — wołał. — Daruj! daruj! panie Sewerynie! Nie ma dalibóg za co się gniewać. To rotmistrz skomponował ci tę siurpryzę, szkoda tylko, że panna Tekla za wcześnie się postrzegła. O! wybornie!
Rotmistrz śmiał się chowając w kącie od panny Tekli, która uderzywszy go w twarz, przebiła się przez ludzi i uciekła.
Seweryn nie wiedząc czy się ma gniewać, czy śmiać, i nie czując się tak bardzo obrażonym, chwycił się z łóżka, nie mogąc pohamować wesołości, którą w nim mimowolnie ta pocieszna wzbudziła mistyfikacja. Przy-