Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przecież do dwunastu lat Marja wychowała się już przy niej, już w mieście pod okiem krewnych, familji najzacniejszej i najniegodziwiej postępowaniem matki splamionej; wychowanie więc Marji było całkiem niestosowne z późniejszem jej przeznaczeniem; przywykła do większego świata, do wytwornych strojów, do zajęcia — tylko dla przyjemności własnej, nagle po stracie majątku, śmierci bliższych krewnych matki i jej samej, została bez opieki, bez mienia, zapartą, odtrąconą. Krajczy, naówczas jeszcze majętny, dopomniał się o synowicę imię jego noszącą. Wysłano mu ją z Warszawy.
Ale nie samą — z nią przybyła stryjeczna siostra matki, panna Scholastyka, która się do sieroty była przywiązała, i nie bardzo wiedząc co z sobą począć, udała się z nią na prowincję. Scholastyka w świetnym rodzie, z którego pochodziła matka Marji, była zawsze plamką na słońcu; ubogą panną, nie ładną, nie zalecającą się niczem, której się pozbywano jak było można. Każda rodzina ma te plamki słoneczne, ale tylko prawdziwe słońca chodzą otwarcie po niebie z plamami, nie troszcząc się o nie. — Największą klęską było, że Scholastyka nie będąc nigdy tak piękną, żeby na piękności twarzy budować miała przyszłość: w dodatku miała ubóstwo — rzecz niedarowaną.
Dla bogatych nie ma cięższego towarzystwa nad ciągłą przytomność ubogiego krewnego. Jest to jakby nieustanny wyrzut, jakby ciągła wymówka, jakby nieprzerwana prośba, w ostatku, nieznośne memento mori. — Przy uboższych potrzeba się wstrzymać ze swemi przyjemnościami, aby ich nie zazdrościli (bo mało kto dzielić się zechce), trzeba się zniżać, zapierać właśnie, gdy się najbardziej chce pochwalić. — Nieugięty, dumny cha-