Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

stara panna. — Czem bogaci tem radzi; a to przysłowie wyśmienicie się do nas stosuje, bo nie wiele więcej znajdzie się w domu.
Spes in Deo — rzekł krajczy. — Jakoś... i tego będzie. Scholastyka ruszyła ramionami, Kulikowicz nabrał pełen talerz i zajadał.
Odbieżmy na chwilę od nich i zwróćmy się w przeszłość jednej z tych osób — Marji.
Marja była synowicą starca, siostrzenicą panny Scholastyki. Wypadki dziwne strąciły ją do domu, wśród ludzi, z którymi mimo blizkiego pokrewieństwa, żyć nie było jej przeznaczeniem.
Brat krajczego za młodu oddalił się i osiadł w stolicy. — Najprzód paź ostatniego króla, potem urzędnik dworu, zrobił wielki majątek nie wiedzieć jakim sposobem. Od chwili ożenienia z wysokiego urodzenia panną, dziedziczką znacznych bardzo włości, z którą prawie nie żył, szczęście w najbardziej czarodziejski sposób służyć mu zaczęło. Mianowany urzędnikiem dworu królewskiego, obdarzony starostwy, orderami, wzniósł się nagle. Charakteru słabego, powolny, dający sobą łatwo ludziom kierować; ożenił się był nie zważając na to, co mu prorokowano. Poczciwe imię jego użyte zostało za pokrywkę, on sam utytułowany dla żony. Majętności nabyte zaledwie w części od niego zależały. Usuniony od żony, prawie jej obcy, musiał w towarzystwie sobie tylko właściwem szukać pociechy. Nie skarżył się i grając w tryszaka i marjasza, zapijając przegraną winem węgierskiem, umarł, właśnie gdy mu się urodziła córka.
Matka, kobieta wielkiego świata, ze zmieniającemi się okolicznościami, pozbawiona pomocy i opieki protektora, szybko straciła znaczne majętności.