Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Być może... na nowy rok panu płacę.
— Ja do nowego roku czekać nie mogę...
— A gdybyś pan musiał!
— Radbym wiedział kto mnie przymusi?
— Licytowałeś pan kiedy majątek? — spytał zimno Seweryn.
Tu z poczynającą się rozmową dwóch przybyłych, wszyscy umilkli, krajczy podniósł głowę i słuchał uważnie.
— Choćby i nie, ale wiem manipulację.
— Prosimy o nią.
Kulikowicz zabełkotał: — Ja się tu nie potrzebuję tłumaczyć...
— Więc ja panu powiem, że jeśli zechcemy, rok i dwa poczekasz pan na licytację... Pan krajczy nie broni, prosimy o nią.
— Kto ich tam wie! jaki teraz w tem wszystkiem obrządek? — mruczał stary — dawniej sprawa obligowa... rzecz była najprostsza.
— Do nowego roku pan nic zrobić nie jesteś w stanie... a w tym czasie ja mu płacę.
— A jeśli ja nie zechcę?
— I ja nie zechcę — dodał krajczy.
— Przepraszam, pan na to zezwolisz, ja nabywam prawo pana Kulikowicza do części Górowa...
Stary spojrzał, potrząsł głową i nic nie odpowiedział.
— Tylko że ja nie zbywam tego prawa...
— Pan zbędziesz...
— A kto mnie do tego przymusi?
Seweryn grzecznie podszedł ku niemu, wziął (nie bez oporu) pod rękę, i przechadzając się po pierwszym pokoju, po cichu coś mu powiedział.
Na pierwsze wyrzeczone słowa Kulikowicz zmięszał