Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż tam z tą nogą? — spytano służącego który wchodził.
— Aby tylko więcej bielizny nie potrzebowali, — rzekł w sobie gospodarz.
— Noga tylko zwichnięta była i już nastawiona.
— Tęgi felczer! dali honor! po co mamy za Moszkiem posyłać, dać mu dwa złote, niechaj opatruje.
— Ale wodą zimną okładają... potrzebowali lodu!
— Żeby była lodownia! oni myślą, że to u mnie zajezdna gospoda, wszystkiego potrzebują — mruczał niecierpliwy Pokotyło.
— I pan ten co opatruje, prosi jeszcze bielizny — dodał sługa.
Nie potrafię opisać jaką na to minę zrobił gospodarz, usta mu się wykrzywiły, oczy wytrzeszczyły, czoło pofałdowało...
— Bielizny! Cóż to sklep... czy co! A to mi go licho nadało.
— Prześcieradło, mówi pan Seweryn, byłoby najlepsze...
— A tak, niechże pośle po swoje.
Nie będziemy opisywać scen tego dramatu, dość próbki. Hrabia z owiniętą dosyć i nastawioną nogą, w karecie poczwórnej, wyjechał ku wieczorowi noga za nogą wlokąc się do Śliwina; ale Seweryn unikając i prześladowań i żartów, jeszcze wprzódy umknął. Pp. Hasling i Kulikowicz pospieszyli roznosić po sąsiedztwie historją tego zdarzenia. Pokotyło dwa dni wracał do wywróconego porządku i napróżno oczekiwał na odesłanie swojej bielizny.
Przepadła.
Seweryn wyszedłszy z pokoju hrabiego pokryjomu.