Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu owsa, siana, wody, ale go nie podawać aż za mojem pozwoleniem... Słyszysz waćpan?
— Słyszę i spełnię.
Seweryn tedy musiał pozostać dzień cały.
Wieczorem gdy odjeżdżał — ciotka znowu wzięła go na stronę.
— Cóż myślisz? — spytała — wiesz teraz, spodziewam się, że Marja cię kocha? co będzie dalej?
— Nie wiem.
— No to ja ci powiem. W tych dniach oświadczysz się krajczemu.
— Ale.
— Bez żadnego ale spodziewam się... O weselu pomówimy. Tymczasem zrobim pyszne zaręczyny, na które muszę sprosić całe sąsiedztwo... Ale cicho! o tem ani słowa, gotuję im miłą siurpryzę. Wiesz co z nami dokazywali, kiedyśmy byli w położeniu ciężkiem... pozwól mi maleńkiej zemsty... Ja się na nich mszczę grzecznością i nadziejami, któremi szafuję... Zobaczysz.
Seweryn się uśmiechnął.
— Wystaw sobie panią Doliwową na zaręczynach!!
Uszczęśliwiony odjechał Seweryn, ale uspokojony teraz o tłumaczenie pobytu panny Tekli w Tarnoborze, pospieszył się tam dowiedzieć.
Jej już tam nie było.
Hrabia Hubert, jak wszyscy ludzie słabego charakteru, zaledwie pozbywszy się Niemki, którą chciał wyprawić, ale wcale w inny sposób, postanowił ją odzyskać. Rotmistrz powróciwszy raz pierwszy z niczem, wyprawiony został z gniewem i zabroniono mu pokazywać się aż dopełni woli pańskiej, aż powróci z panną Drolling. Stary lis wpadł w własne sidła. Kto inny na