Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

powiedzieć: Jedź pani do Tarnoboru, ale żeby ludzie nie brali na języki, ja przeniosę się do Glinek. Cóż się tedy dzieje? Hrabia wysyła za nią rotmistrza, ten goni i dogania aż w Tarnoborze. Ale panna Tekla nie chce jechać i łaje... Wiła, nie w ciemię go bito, myśląc, że pannie chce się być zmuszoną, powiada: Ja gwałtem cię wezmę. — Ona na to: Nikt mnie gwałtem nie zmusi, bo jestem pod opieką pana Seweryna, a pan Seweryn potwierdza. A co było robić?
Doliwowa złośliwie się uśmiechnęła.
— Pan Wiła odjechał z kwitkiem, a Seweryn w jego przytomności, zawsze żeby ludzie nic nie gadali... ruszył do Glinek. Ot, jak było.
— Znać że pan Seweryn ma w panu gorliwego przyjaciela i obrońcę... winszuję mu, ale ludzie inaczej to opowiadają...
— Ludzie, pani dobrodziejko, opowiadają jak im z tem lepiej, wygodniej.
Konwulsyjnym ruchem rąk szarpnęła jejmość chustkę na sobie, zżymnęła się i siadła dalej na kanapie.
— A więc nam zapewne powie i dalszy ciąg historji?
— Nie wiele, bo nic nowego nie zaszło.
Hrabia parlamentuje; panna Tekla gniewa się niby jeszcze i siedzi w Tarnoborze, Seweryn w Glinkach ciągle.
Marja podniosła rozjaśnione oczy i wejrzenie jej weselsze nieco, spotkało się z ciotki umyślnie posłanym wzrokiem. Scholastyka mówiła jej: — A widzisz. — Ona odpowiadała: — Daj Boże!
Nie potrzebujem mówić, że Doliwowa skwaśniała, schmurniała i kilka tylko słów odezwała się w czasie bytności Haslinga; widocznie starała się go przesiedzieć.