Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

I biegał z pokoju do pokoju, patrzał na drogę. Wiła nie powracał.
Tekla była już w Tarnoborze, a Seweryn siadał na konia, mając natychmiast odjechać do drugiego folwarku.
Znał on sąsiedztwo i już po czynie przychodziły mu na myśl tłumaczenia, które niechybnie powstać z niego miały. Uczciwy człowiek, spokojny na sumieniu, nigdy się taką uwagą od dopełnienia powinności nie odwiedzie; niemniej wszakże Seweryn uczuł się niespokojnym. Nie przewidywał co jeszcze nastąpić miało.
Rotmistrz nadjechał i wysiadł rzucając lejce służącemu.
— Przepraszam pana — rzekł do Seweryna — jestem wysłany przez hrabiego po pannę Teklę, która w chwilowem rozjątrzeniu podobno tu się schroniła.
— Panna Tekla Drolling jest tutaj...
— Chcę się z nią widzieć.
— Proszę za mną.
I Seweryn wprowadził go do pokoju, w którym zastali ją leżącą na kanapie i rzewnemi łzami płaczącą.
— Hrabia oczekuje na panią! — rzekł rotmistrz — prosi, wzywa...
— Nie jestem ani poddaną hrabiego — zawołała porywając się kobieta — ani w żaden sposób mu podległą... Rozkazów nie przyjmuję... wracaj waćpan zkąd przybyłeś.
— Co pani jest? co pani jest? — rzekł przybliżając się Wiła. — Pani się gubisz! hrabia w gniewie.
— Rady nie potrzebuję, gniewu się nie lękam; idź wać pan...
— Pani jesteś w obłąkaniu, życzę się z krwią zimną zastanowić, na czem się to skończy.
— Wszystko się skończyło — przerwała Tekla.