Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale po co mi koszt i kłopot. Nocy nie będę miał spokojnej... Mój lasek! krocie, krocie. Przewąchał że mam w nim tyle masztów, bo Hryć powiada że ogromnie ich wiele się kwalifikuje na to! Oszalał, oszalał...
Słowem, krajczy tak uczuł ten pozew, że ciocia musiała dla uspokojenia wezwać prawnika, pana Piotrusińskiego, którego przypilnowawszy w sieniach nim wszedł do pokoju, wyuczyła co miał staremu mówić.
— Mów pan, — rzekła — że hrabia przegra, choćby tak nie było... Gdyby wygrał, jeszcze mów że przegrał; gdyby zajął lasek, mów że go nie zajmie, stary nigdy nie jeździ, nie wiele mu życia zostało, nie godzi się by się tą lichotą martwił i życie sobie skracał.
Ale stary odżył uderzony w lasek...
Pan Piotrusiński zmagał się na dowody że z procesu nic być niemoże; krajczy roił i ukazywał mu niebezpieczeństwa. Na starych mapach stało „Dyferencja“, od dwóchset lat była o to kwestja... Gromady Śliwina i Górowa przysięgały obie a dukt oznaczony w starym dokumencie z powodu wyschnienia wodocieczy użytej na młyn i odwróconej, z pewnością oznaczyć się nie dawał.
Krajczy żywo był niespokojny.
Nazajutrz nadszedł list hrabiego.
Po tytule następowało:

„Tyle lat przeżywszy zgodnie w sąsiedztwie, z prawdziwą przykrością przychodzi mi zakłócić spokojność JW. pana i wywołać dawno zapomniany proces. Lasek graniczący z Śliwińskiemi borami z dawna za własność naszą uważany, za ojca mojego pod procesem zostający, którego ustąpić bez ostatecznego rozstrzygnienia drogą jakąkolwiek nie mogę i nie powinienem... staje się dziś powodem