Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

hodowany i pielęgnowany jak oko w głowie, szacuje on na krocie, kto wie czy nie miljony.
— Ale cóż mi z tego!
— Ba! ten lasek jest w dyferencji ze Śliwinem; używalność przy nich niby, ale niemniej zowie się to dyferencją i ojciec pana hrabiego stracił w procesie, jak mi mówił Ławrynkiewicz, z piętnaście tysięcy... Szukali kopców w mogiłach...
— Ale ojciec mój przegrał.
— Przegrał? niezupełnie, nic łatwiejszego jak podnieść proces! w pierwszej instancji tylko przegrano...
— Ale cóż mi z procesu!
— Jużcić jasno jak na dłoni. Dla interesu można pojechać do Górowa. Wyniosą się pozwy i napisze się list do krajczego, naznaczy się dzień zjazdu w Górowie... A kto raz tam był, wszak może być i dziesięć, zwlekając układy i wyjaśnienia interesu. Tymczasem pannie Tekli można szepnąć...
— A ona mi oczy wydrze!
— Hrabio! zdaje mi się żeśmy się postarzeli?
— O mój drogi! i bardzo...
— Więc dajmy pokój i siedźmy cicho popijając ciepłe piwko u komina..
Hrabia milczał i myślał, a po chwilce:
— Wiesz rotmistrzu, to nie jest zły projekt. Jeśli się uda... jeśli mi Niemkę wykurzysz, cztery kasztanki twoje!
Wiła się skłonił a pomyślał w duchu:
— Coś więcej zyskuję nad nie, bo znowum pan w domu... Zje licha żebym potem wpuścił niebezpiecznego ptaszka. Będę ostrożny... Anusi wiele zechcesz, ale tych pań co to w brylanty i kaszemiry się stroją... wara!