Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O i mnie także, to kochana sąsiadka rozbiła mi ją plotkami. Biedny Seweryn, wzięli go na zęby.
Marja nic nie odpowiedziała.





TEKLA DROLLING.

Hrabia ze spuchłą jeszcze trochę nogą leżał ubrany na łóżku w swoim pokoju... Jedną ręką podtrzymywał głowę wzniesioną na poduszkach, drugą bawił się uszami przepysznego wyżła kurlandzkiego, który łapę poufale położywszy na pościeli, mordę sparłszy na niej, w oczy poglądał. Firanki rozsunięte wpuszczały pomarańczowy blask zachodzącego słońca. Pusto było w pokojach, w sypialni tylko otaczali łoże pańskie rotmistrz Wiła, Durczyński i trzech pomniejszej podkomendnej hałastry.
Zegar wybił dziewiątą.
Hrabia ziewnął głośno, Durczyński zawołał.
— Dziękujemy!
— Za co u licha?
— Za poziewanie JW. grafa... Jest to dla nas bawicieli jego dowodem, jak skutecznie na polepszenie humoru wpływamy.
— Nudzisz mnie konceptami swemi mój Durczyński... Sto razy słyszałem to podziękowanie i sto razy pytałem cię o znaczenie i sto razy zawsze mi jedno odpowiedziałeś... Strasznie się powtarzasz! Nudzisz mnie... nudzę się.
— Nudzim się! — cichutko rzekł stary.
— A to idź do djabła! — odparł hrabia...
— Gdybym drogę wiedział.
— Poszedłbyś?