Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gorzej, w jej... łóżku! Uważa pani co to za paskudna kobieta!
— To być nie może! — zawołała ciotka...
— Ale jak mnie pani żywą widzi... I to jeszcze nie koniec... Hrabia dowiaduje się o tem od sług, czy od Wiły... idą i zastają go... Scena...
Panna Scholastyka powstała, chcąc przerwać opowiadanie, które ją oburzało i widząc uciekającą Marję do drugiego pokoju, w tem pani Doliwowa znowu wzdychając dodała:
— Co za szkoda chłopca! Zgubi go to złe towarzystwo! Ale to jest coś we krwi, i ojciec był także kobieciarz niepomiarkowany, tysiące miał awantur...
I z pod oka rzucając wejrzenie na pannę Scholastykę, spostrzegła sąsiadka oburzenie, zdziwienie i nieukontentowanie malujące się na jej twarzy.
Cel był dopięty, potwarz rzucona, rozmowa odwróconą została na inny przedmiot.
Marja w swoim pokoju gorżkiemi łzy płakała! Słyszała wszystko.
— A! wiem teraz dla czego nie przyjeżdża, wiem... pewnie mu weselej w towarzystwie hrabiego i panny Tekli... O! niech się bawi! nie chcę go widzieć, niech nie przyjeżdża więcej! Zapomnę o nim... wyrzeknę się go.
I płakała...
Powóz pani Doliwowej, która bardzo bolała nad tem, że się z Marja pożegnać nie mogła, wytoczył się w tej chwili z dziedzińca i ciotka weszła do pokoju. — Marja otarła szybko zapłakane oczy.
— Co ci to? — spytała Scholastyka.
— Nic ciociu! trochę głowa mnie boli.