Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Scholastyka przeczytała, uśmiechnęła się i pobiegła z listem do Marji.
— Pokazuje się — mówiła w duchu — że nie czekając dłużej, dziś jeszcze oblężenie się zacznie! Doskonale! Lecz cóż za bezwstyd, co za...
Ledwie tych słów domówiła i miała wejść wewnątrz do domu, gdy ryczenie bydła zwróciło jej uwagę. Od dworu pana Kulikowicza pędzono trzodę tryumfalnie. Ekonom jechał za nią osobiście i oddał list u bramy, list pisany na bibulastym, z wielką pracą scyzorykiem ociętym papierze, w krzywej kopercie, z pieczęcią ogromną i intytulacją:
Jaśnie Wielmożnemu...
W liście tym wymawiał się Kulikowicz, że trzodę pod niebytność jego na odłogu zabrano, że nigdy w sąsiedztwie nieprzyjemności i sporów nie chciał być promotorem, że ją, zgromiwszy ekonoma, odsyła i przeprasza. Dodał nareszcie, że ufa, iż JW. krajczy potrafił ocenić postępowanie jego z sobą, pełne uszanowania i względów dla jego osoby. W dopisku krzywo i pospiesznie dodano: Domowi JW. Pana składam najgłębsze uszanowanie.
— Wczoraj czy pozawczoraj oświadczyłam mu się — śmiejąc się rzekła w duchu ciotka — teraz gotów mnie wziąć za słowo... O! mój Boże, jak-że ci ludzie podli....
Ekonom Kulikowicza miał dyspozycję czekać na odpowiedź i spytać, czyliby pan krajczy, mając gościa w domu, nie potrzebował czego?
Panna Scholastyka odpowiedziała z podziękowaniem tylko i odprawiła oficjalistę, który dawniej dumnie i krzykliwo mijał dwór krajczego, a teraz zniżał się do kolan najpokorniej.