Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Miljon posagu.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

postąpiła, na Marję, na pokój; domyślił się i ubóstwa i kłopotu.
— Znajduję, — rzekł, — w domu pana krajczego?
— Jest, ale chory staruszek.
— Chory? Pani zapewne jesteś Scholastyka .....ska.
— Tak jest.
— A to godna jej siostrzenica.
— Tak jest!
— Rekomenduję się paniom, jestem regent Szarzycki.
— Zapewne w interesie pan dobrodziej, a krajczy chory.
— To interes który choroby nie wzmoże — rzekł powolnie, — zresztą tycze się więcej pań obu, niż pana krajczego.
Kobiety spojrzały po sobie.
— Niechże pan siada, prosimy.
— Smutną i wesołą razem wieść przynoszę paniom, — rzekł regent.
— Smutną, wierzym chętnie, do takich przywykłyśmy, — odpowiedziała panna Scholastyka, — ale wesołej...
— Istotnie nie zgorsza i można ją nazwać wesołą.
— Jeśli tak, niech że nam pan jej udzieli łakomeśmy na nią.
— Pozwólcie więc panie, oznajmić sobie śmierć wojewodziny i miljonowy spadek, który na nie obiedwie się otworzył.
Na te słowa, panna Scholastyka krzyknęła ogromnym głosem.
— Jezu Marja! — I poskoczyła ku regentowi.
— Panie, na miły Bóg, nie zwodzisz nas?
To nie jest żadna mistyfikacja, żart, to byłoby okrutnie.