Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

drugie zbierały się u ratusza (Hotel de Vill), inne biegały nosząc to głowy zamordowanych mniemanych nieprzyjaciół ludu, to wlokąc po rynsztokach trupy nienawistnych, a wczoraj jeszcze ubóstwianych ludzi; to towarzysząc uroczyście obwodzonym po mieście żywym posągom, dwóch królujących Bogiń, Bogiń wydartych kulisom i doskonale reprezentujących ówczesną wolność i rewolucyjny rozum[1].

Sławne rybaczki paryzkie, pijane, rozczochrane, śpiewając

Ça ira!

tańcowały po ulicach, a komu nie chciało się podać ręki osmolonym tancerkom, wisiał na latarni. Zatrzymywano ludzi, których się mina nie podobała, strój zdał podejrzany, chód zbyt szybki lub powolny, zatrzymywano tych co nie mieli przy sobie karty bezpieczeństwa, zatrzymywano nieprzyjaciół, aby się ich pozbyć na prędce. Zamięszanie, postrach, niepewność o siebie, o familją, o życie, o majętność, panował wszędzie. Można było będąc tylko podejrzanym o podejrzenie (suspect d'étre suspect) pójść pod gilotynę. Rynsztoki płynęły krwią, na latarniach wisiały trupy, a w teatrze grano wesołe komedyjki, a w konwencji prawiono o prawach natury i o oswobodzeniu rodzaju ludzkiego!! Straszniejszego dramatu razem nie odegrał nigdy lud żaden, nie wymarzył artysta. Było to samobójstwo moralne, powolne i niewytłómaczone; Paryż był głową i ręką razem co w serce przeszłości, w serce narodu biła uporczywie, zajadle, wściekle i śmiała się widząc krew lejącą strumieniem.
Ci co mogli uciekali z Paryża tchórzliwie, bezwstydnie, zostawując na pastwę wszystkich co za nimi zostali, woląc unosić na wygnanie głowy, niż bronić się do ostatka szlachetnie i zapobiedz złemu.

  1. Dupe Raison et Liberté. — Wśród tej swobody niewolno było mieć zdania własnego, a pod panowaniem rozumu popełniło się najwięcej olbrzymich szaleństw.