maczyć, prędzej pojąć dają. Jeden człowiek mógł dostać zawrotu głowy, pragnienia krwi, żądzy męczarni braci; ale żeby naród cały sympatyzował ze zbrodnią, co lejąc krew, na niej chciała budować nowy jakiś porządek, nowe wymarzone po pijanu instytucje, jest to prawie nie do uwierzenia!
Chwila to znacząca w dziejach świata, czarna, straszna a wielka, na jej tle ognistem i krwawem powstają cienie wielkich ludzi, męczenników, bohaterów, jakich wieki wydać nie potrafiły, wyrobiła je w swojem łonie rewolucja. Prości ludzie znajdują siły iść na śmierć z uśmiechem na ustach, kobiety nie lękają się gilotyny i wyprzedzają do niej, dzieci nawet zmężniały w jednej chwili i łzy nie wylawszy, siadają do wózka, co je wiezie ku wieczności. Wszyscy znajdują odwagę przed śmiercią, powiedzieć prawdę, nie modlą się o życie, wyglądają końca jego z upragnieniem. Jeźli kiedy to w tej chwili ocenić można było dobrodziejstwa wiary. Wszyscy co ją mieli, szli na śmierć, jako pierwsi chrześcjanie, spokojni, pogodnego czoła, uśmiechniętego oblicza; a ci co się jej zaparli, przerażeni, szukali w ostatniej chwili księdza, bo czuli, że bez nadziei wieczności, śmierć by dla nich nadto przerażającą była. Arcybiskup odstępca, co zgorszył wszystkich, stając przed konwencją ze swem bluźnierczem wyznaniem, skazany na śmierć wkrótce potem, spowiadał się na piśmie i prosił o rozgrzeszenie. Mało było tak zatwardziałych, coby idąc pod gilotynę, nie podnieśli myśli ku Bogu. Powtarzam, chwila ta we Francji, kiedy się kraj cały zaparł swej wiary, przez usta oszalałych zbrodniarzy — była dla niej chwilą tryumfu.
Ulice Paryża wystawiały widok osobliwy. Zalane hałastrą najdziwaczniejszych ubiorów i postaci, hałastrą co się wylęgła z rewolucji, jak ze zgnilizny robactwo, co wzięła się nie wiedzieć zkąd i nie wiedzieć gdzie znikła — szumiały, wrzały i ryczały dzień i noc. Tłumy otaczały pałac w którym zasiadała konwencja, grając swój krwawy i pamiętny dramat —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/87
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.