Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mi jest? — zawołał dziwnym głosem pan młody. — O! nie pytaj o to! nie pojmiesz, nie uczujesz nigdy i bodajbyś nie czuła! Co mi jest? Widzę piekło przed sobą, Boga nad głową moją, a trupy u nóg.
— On obłąkany! — zakrzyczała zrywając się Zuzia: — ratujcie! ratujcie!
— Cicho! na wszystko cię zaklinam, — milcz — porywając ją za rękę zawołał Maleparta. — Nie jestem obłąkany, i jeźli dziś nie oszaleję, to nigdy.
— Cóż ci jest? — szepnęła drżąc cała żona.
— Mówiłem ci, piekło! piekło! I żal mi ciebie zaprzedanej! Komu? mnie! Człowiekowi bez imienia, bez serca, bez sumienia, oblanemu krwią, oplamionemu błotem, na którym nie ma obelgi jakiej byś nie znalazła, nie ma podłości jakiejby nie popełnił.
— Na cóż to mówisz! — zawołała Zuzia.
— Na co! Słuchaj rzekł Maleparta: — ja nie wiem, może jutro znowu wrócę do dawnej złości, do zatwardziałości w której żyć nawykłem. Dziś niepojęta stała się we mnie zmiana, ty z niej skorzystaj. Poznaj tego, którego ci ojciec dał za męża, wziąwszy okup jak za niewolnicę.
— Nie mów mi nic na ojca!
— Zgoda, będę mówił na siebie. Wiedz kogo masz mężem, abyś wiedziała jak z nim postępować. Niepojęty strach mnie ogarnął, potrzebuję mówić, potrzebuję się spowiadać.
— Więc księdza! — zawołała Zuzanna.
— Księdza? jestże ksiądz coby mnie rozgrzeszył? Posłuchaj! A gdy się dowiesz tego życia strasznego, ukarz mnie za nie, będziesz mnie miała w ręku. Trzeba przecie by się ktoś na świecie pomścił za tyle ofiar, tyle łez i krwi. Ciebie wyznaczono pewnie za mściciela. Czuję to, dziś.... Duch Rozalji, duch Stanisława, i tego i tego — dodał niemogąc wymówić imienia — wskazywali na ciebie.
— Duchy! tyś obłąkany!
— Alboż ich nie widziałaś? Stały nad ołtarzem w czasie ślubu i groziły mi i pokazywały na ciebie,