Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dawano to grzecznie do zrozumienia. Starosta na swoją ekskuzę miał śmierć Augusta III, i zmianę dworu, a gdy Maleparta czasem przebąknął coś o nie wielkiej skuteczności zabiegów starosty, on odpowiadał zawsze:
— Jak chcesz abym co zrobił! Jestem jak w lesie, nowy dwór, nowi ludzie, nikogo nie znam lub mało kogo, całkiem inny skład rzeczy.
I na pozór miał racją. Tymczasem dotrzymywał słowa, wprowadzając zięcia w świat nowy: ale jakież było przyjęcie jego w tym świecie? Zimne, obojętne i zaledwie grzeczne. W niewielu domach, posłyszawszy o bogactwach pana Paprockiego, traktowano go znowu tak widocznie lepiej od teścia, że zmiarkował, iżby z pieniędzmi swemi obszedł się bez kosztownego aliansu z tą familją, która na nim całem swem brzemieniem ciężyła.
Ze wszystkich Zuzannę najwięcej ubodło zimne przyjęcie pań wojewodzin, kasztelanowych, hrabin i księżn, które witając jak znajome z dawna, spotkała twarze obojętne i dosłyszała: — Cóż to za jedna?
W duszy dumnej kobiety odbijało się ciągle to okropne: co to za jedna!
— Poznacie mnie! — zawołała do siebie z gniewem — poznacie!
I powróciwszy z tych odwiedzin, wbiegła do izby, gdzie Maleparta siedział jak zwykle zadumany, posępny. Wbiegła, i z tym tonem pewnej siebie kobiety, co nie zna odmówienia, zawołała:
— Słuchaj, panie Janie, ja potrzebuję pieniędzy, wiele pieniędzy, bardzo wiele pieniędzy! Ja chcę te wielkie panie, żyjące kredytem bez grosza, upokorzyć! Udają że mnie nie znają! Zabiję je swoim zbytkiem!! Dasz mi pieniędzy?
— Weź ile chcesz!
— A nie będziesz ich żałował?
— Bylebyśmy nie wyrzucili ich darmo i dokupili się z niemi, choć lepszego w waszym świecie przyjęcia. Twój ojciec widać, nie wielkie ma stosunki! Zwodził mnie.