Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom IV.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój ojciec nikogo nie zwodzi! — zawołała dumnie Zuzanna. — Nie sądź z siebie o nim.
Mecenas się tylko uśmiechnął boleśnie.
— O! moja pani, rzekł, nie obwiniam go wcale, obydwaśmy się oszukali, a on gorzej niż ja!
— Proszę mi więcej nic takiego nie mówić! — powtórzyła kobieta. — Wiesz kto jesteś, nie godzieneś...
— Godzienem tego co mam — odmruknął mecenas — zasłużyłem na wszystko!.
Zuzanna strapiona trochę, pokręciła się po izbie i dodała po chwilce swym głosem:
— Więc pozwalasz, abym użyła pieniędzy?
— Pozwalam.
— Ile ich zechcę?
— Byłem wiedział ile!
— Wiele, wiele, jak najwięcej! Ja muszę upokorzyć je! Jutro sprawiam nową liberję dla sług, dwie nowe karety angielskie, najmuję lokai, kamerdynerów, murzyna, ubieram pokoje, kupuję djamenty —
Mecenas się wciąż uśmiechał, ale nie dawnym swym szyderskim, tylko jakimś bolesnym uśmiechem.
— Dobrze, dobrze, rzekł, wszystko dobrze, na wszystko zgoda.
— Bardzom ci za to wdzięczna!
I trzasnąwszy drzwiami, Zuzanna pobiegła robić sprawunki, przygotowywać zemstę swoją, której myśl wielce pochwalał starosta.
— Ja ci tu sproszę wszystkich, na pierwszy bal jaki dawać będziesz, i wybiorę co najprzedniejszego.
Stało się więc jak chciała młoda pani, urządziła swój dom na zupełnie pańską stopę, miała karetę, konie murzyna, liberję galonowaną, drogie kamienie, wybornego francuzkiego kucharza i pasztetnika, któremu po kilkanaście dukatów na miesiąc płacono.
Nic tak nie wabi ludzi i nie pojednywa ich łatwo, z najmniej znajomem imieniem, z najantypatyczniejszymi ludźmi, jak piękna twarzyczka, stół dobry i worek pełny. Jak tylko dowiedziano się o tych trzech rzeczach, poczęły się łatwiej kleić znajomości, wdzięczniej uśmie-