Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom III.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

U niego się zbierają, a dziedzic Porajowa żyje otwartym domem i sercem. To prawdziwe dla mnie szczęście — dodał rotmistrz — że wielmożnego pana dobrodzieja godnego naszego sąsiada, będę mógł pierwszy przedstawić głowie naszej okolicy. Trzeba zaś wiedzieć, jakom to już nadmienił o tem, że bez starosty nic się tu u nas nie dzieje i on tu wszechwładny. Jeźli więc wielmożny pan dobr. masz myśl zamieszkać z nami i starać się o jaką na sejmikach kandydaturę, to bez starosty się nie obejdziesz, powtarzam.
Maleparta wysłuchał tych rad i gawędy z pewnem niedowierzaniem. Tyle w świecie oszukał ludzi, że wreszcie od każdego lękał się być nawzajem zwiedzionym i upatrywał wszędzie oszustów. Tu jednak zbadać nie mógł jeszcze interesu, jaki by mógł mieć w tem rotmistrz.
— Ale bo szanowne panisko — przerwał p. Atanazy, podobno nie te jedne dobra masz u nas w koronie?
— O! nie! — dumnie odparł Maleparta, udając lekceważenie — w Sandomierskiem, Lubelskiem, Płockiem, na Podlasiu, w Litwie i Inflanciech dobra moje rozsypane. Co się tyczy tego kluczyka...
— Ale to klucz całą gębą! — rzekł rotmistrz.
— Drobnostka przy innych moich majątkach. Jedne Inflanckie dobra moje, które otrzymałem po ś. p. żonie mojej, Mrozickiej z domu, rodzącej się z baronównej Gelbstern, przynoszą ze sześćdziesiąt tysięcy rocznego procentu.
Rotmistrz osłupiał, ale śmiechem przymuszonym pokrył zadziwienie swoje.
— A, mówił dalej Maleparta, gdyby się tu co nadarzyło w sąsiedztwie przykupić, kupiłbym do tego kluczyka, który uważam za drobnostkę.
— Pańska fortuna! całą gębą pańska fortuna! — rzekł p. Atanazy. — Jaśnie wielmożny pan dobr. tak żyjesz skromnie, cicho, bez wystawy.
— Tak żyłem dotąd — odpowiedział Maleparta — ale zmienię podobno tryb życia, bo mi się samotność naprzykrzyła.