Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Maleparta tom I.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdy mi na żaden list nie odpowiedzieli.
— Do przyjaciół!
— Któż wierzy w przyjaciół? Bóg dopiero ulitowawszy się, już nad przepaścią zesłał nam dobroczyńcę, wybawcę.
— Kogoż? jak? zkąd? — spytała zaciekawiona Przyjemska, przysuwając się do przyjaciółki.
Pani Mrozicka opisała jej pierwsze odwiedziny Maleparty, jego propozycję, ostateczne słowo, i wyznała że przyszła się coś o nim dowiedzieć.
Na wymówione nazwisko mecenasa Paprockiego, porwała się rejentowa i zawołała z największem podziwieniem:
— On! twój zbawca!
Potem rozsłuchawszy się o propozycjach, o zabraniu papierów, poczęła potrzęsać głową i z niechęcią się wzdrygać. Nareszcie milcząc powstała i ozwała się:
— To bardzo dziwny wypadek.
— Zaklinam cię na wszystko, powiedz mi kto on jest, co za jeden, jakiego charakteru, sytuacji, majątku? Mogęż mu sumiennie córkę moją powierzyć? Mogę to ukochane dziecię mu oddać?
Pani Przyjemska widocznie była pomięszaną i nie chcąc mówić, jąkała się, krztusiła, łykała rozpoczęte wyrazy.
— Na Boga powiedz mi, co to za człowiek — zawołała wdowa. — Widzę po tobie że wiesz coś o nim czego mi powiedzieć nie chcesz. Mów wszystko, będziesz miała na sumieniu przyszłość Rózi, moją spokojność, mów, zaklinam cię, mów!!
Regentowa usiadła i jeszcze walczyła z sobą.
— Moja Helusiu, odezwała się powolnie — przykroby mi cię zmartwić, ale koniecznie prawdy po mnie wymagasz, powiedzieć ci ją muszę. Ten człowiek, którego ty nazywasz zbawcą, jest największy niegodziwiec i łotr.
Wdowa krzyknęła i zakryła twarz rękoma, w tej chwili wpadł do pokoju młody, piękny, słusznego wzrostu i wspaniałej postawy mężczyzna. Pytał on się o