Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyć chorobą i nie jechać do Berezówki... Szedł już z tem na wieczerzę — i gdy przyszło do oświadczenia wujowi — siły mu zabrakło...
Major przeciwnie zbierał się na tę niedzielę z wesołą niecierpliwością, uśmiechał się, na Jarusia spoglądał i nucił...
Ponieważ na obiad jechać nie wypadało, aby nie przymnożyć kłopotu Dziwulskiej, kałamaszka została zadysponowana punkt na drugą. W Kącie u majora godzin się trzymano najściślej, zegar jeden był we dworku, drugi w kuchni, i wiekuiście tylko Kulwisz rozpaczał, że nigdy one razem z sobą długo iść nie mogły. Z tego powodu i zegary, i zegarmistrzowie z pyszna się mieli.
Juraś pomiędzy środkami obmyślonemi za wczasu przeciwko samemu sobie i pokusie, wydumał i to, ażeby się jak najniepokaźniej ubrać i przedstawić pokornie. Już mieli siadać, gdy majora coś tknęło...
Rozpiął kożuszek na Jurasiu i zobaczył, że widział surdut zszarzany...
— Coś ty oszalał? zawołał — chcesz mi wstyd zrobić? Masz przecie odzienie nowe, chustkę na szyję kupiłem ci niebieską, kamizelkę aksamitną... Idźże mi się zaraz przebieraj, a prędko... dziesięć minut już na trzecią...
Nie było sposobu — chłopiec musiał pójść i wdziać co wuj nakazał... Trzeba przyznać, że mu w tym stroju daleko było lepiej do twarzy...
O minut dwadzieścia pięć, podług zegara w dworku, a dwadzieścia ośm, wedle kuchennego, wyruszyli z Kąta, major, jakby go kto na sto koni wsadził, Juraś ciche w duszy odmawiając modlitwy, przeciw po-