Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ze strony Volantego nie zagrażało też jej żadne niebezpieczeństwo. Francuz miał gdzieś żonę, która go opuściła, czy też on ją porzucił...
Rola uwodziciela była przeciwną jego interesom... a Volanti i na urok niewieści już nie był bardzo wrażliwy. Uboga dzieweczka, najpiękniejsza nawet, nie pociągała go ku sobie; tylko wielkie panie jeszcze i arystokratyczne piękności mogły go nieco poruszyć.
Raz na odwagę się zdobywszy i na mocne postanowienie heroicznego poświęcenia, Marynka była jak w gorączce...
Znalazłszy ją w tym stanie w jej izdebce, zabierającą się do ubierania, matka omyliła się, i przypisując to poruszenie dziecka obawie, poczęła ją ściskać i całować, wołając:
— Marynko! Maryneczko! nie obawiaj się. Ja ciebie za nic w świecie nie puszczę od siebie... Zostaniesz ze mną, wspólnie będziemy pocieszały się i pomagały sobie... Ach! bądź spokojna — ja ciebie mam jedną, ja kocham cię nad życie!
Rozpłakały się obie w długim, rzewnym uścisku, lecz Marynka pierwsza się z niego wyrwała...
— Mameczko, mamunciu droga! zawołała, ja się nie obawiam niczego oprócz dla ciebie pracy nad siły i niedostatku.... Jam gotowa na wszystko... Pójdę, pojadę... uczyć się będę, aby cię uczynić spokojną i szczęśliwą.
Matka jej mówić nie dała, nie przywiązując zresztą wielkiej wagi do tego serdecznego wykrzyku...