Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

saloniku i — jak stała, nieubrana, rzuciła się ku Francuzowi.
Zobaczywszy ją tak rozgorączkowaną, Volanti nie zrozumiał z razu, co ją mogło przejąć tak silnie...
Położyła palec na ustach...
— Słuchaj pan — rzekła — ja chcę jechać i uczyć się — nie odjeżdżaj bezemnie... matkę skłonimy...
Jesteśmy bardzo biedni — milcz pan! — ja powinnam ocalić matkę... ratuj... pomóż! ale mnie nie zdradzaj.
Z ufnością dziecka rzuciwszy mu te słowa, obejrzała się trwożliwie i co najprędzej — uciekła...
Volanti popatrzał za nią, uśmiechnął się, zatarł ręce, przeszedł się po pokoju, lecz wnet spodziewając się powrotu Dziwulskiej, przybrał obojętną minę.




Nim bliżej poznamy tego człowieka, który ma wywrzeć wpływ stanowczy na losy Marynki, w kilku słowach chcielibyśmy narysować choć profil tej fizyognomii cudzoziemskiej.
Volant-Volanti był w tej dobie życia rodzajem startego medalu z dosyć dobrego kruszcu, na którym pierwotnego odbicia zaledwie ślady pozostały. Piękniejsze linie rysunku życie zniszczyło. Był to już tylko miły, zobojętniały, zimny egoista, który wielkich przestępstw nie dopuściłby się dla własnego spokoju