Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trzeby, drogę rozpowiedzieć... Okazało się dopiero nierychło, że przybyły był owym Francuzem, o którym nikt już nie myślał.
Na prędce przyodziawszy się, Dziwulska, która żałobę nosiła po bracie, wyszła smutna, zmieniona i wymizerowana do niego...
Francuz jakby wczoraj dopiero wyjechał z Berezówki, żywo i z wielką sympatyą na widok żałoby, powitał gospodynię. Trzeba mu było, o ile się to dawało, smutne położenie wytłómaczyć... Do wszystkiego przyznać się nie mogła, ani chciała Dziwulska, a i mimo ubóztwa, nie myślała pozbyć się córki...
Francuz rozpytawszy się nieco, rozgospodarował się we dworku, konie odprawił do karczmy, a sam z widocznym uporem jakimś pozostał...
Musiała go na chwilę samym zostawić Dziwulska.
Marynka już wiedziała o Francuzie... Uderzyło jej serce... płomienie twarz oblały... Zamyśliła się... Ręce załamała przed krzyżykiem zawieszonym u łóżka... Choć matka taiła przed nią wiele, wiedziała, odgadywała wszystko, odczuwała każde jej cierpienie...
Radaby była choć życie dla niej poświęcić...
Przyjazd Francuza był jakby z góry wskazówką. Łzy polały się z oczu... Porzucić matkę, opuścić tę kochaną Berezówkę, zaprzedać się w niewolę — były to straszne, groźne rzeczy... lecz nie byłaż obowiązaną poświęcić się dla matki, która dla niej tyle ofiar poniosła?
Myśl tę powzięła tak prędko, tak gwałtownie, iż bojąc się, aby w niej nie ostygła, aby strach nie odjął jej, bez rozwagi Marynka otworzyła drzwi do