Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łatwością, jak chwytał projekta, — i z siebie sądząc o ludziach, co tylko się przeciągało, uważał za stracone.
Upłynęło tak kilka miesięcy, w ciągu których pan Ernest jeździł, robił wycieczki, stręczył się do usług różnych — a że mu się nigdzie nie powiodło, wpadł ostatecznie na myśl, że jedynym sposobem dorobienia się czego było — wzięcie sporej dzierżawy.
Miał w istocie przed oczyma kilka przykładów dzierżawców, którzy świetnie się podorabiali. Zdawało mu się, że i on też to samoby potrafił.
— Na tym lichym chłapciu ziemi, w tej głupiej Berezówce, człowiekowi się nie chce niczego dotknąć. To nie jest gospodarstwo, lichota... dziura... szkoda pracy... Niechbym miał szersze pole, do pierobym pokazał co umiem!
Nie mając pieniędzy na dzierżawę Dziwulski osnuł sobie przymusić żonę do sprzedania zaścianka, chcąc kapitału pozostać mającego, użyć na ową idealną dzierżawę.
Powolna żona w innych rzeczach, gdzie szło o fundusz jedynego dziecięcia stawała w obronie z energią niepokonaną. Pomimo zabiegów, groźb i prośb Dziwulskiego, odpowiedziała mu wręcz, że żadna siła jej nie zmusi do pozbycia się tego kawałka ziemi.
Dziwulski wpadł w gniew taki, iż nie mogąc już inaczej nastraszyć Adeli, począł się odzywać z tem, iż mu się życie sprzykrzyło, i że je sobie odbierze, jeśli ma dalej tak się męczyć jak dotąd...