Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Matka milczała, ani zachęcając, ani przeszkadzając... Była na pozór obojętną. Jeden ks. Kalikts uporczywie był przeciwny nauce, którą za niewłaściwą, a co większa, za szkodliwą uważał...
Burczał na Żantyra, przeszkadzał mu o ile mógł, siostrze dawał nauki moralne. Marynce nielitościwie wykładał, że darmo trele wyciąga, bo za nie nikt trzech groszy nie da... a uczy się tylko próżności i zarozumienia...
Dziwulski jak dawniej, tak teraz nie siedział w domu... niewiele więc o czem wiedział. Przysłanie nut, o którem wiadomość go doszła wypadkiem przez pocztmajstra, zdziwionego tak ogromną i kosztowną posyłką, trochę go poruszyło, lecz wprędce o tem zapomniał...
Największe wrażenie bytność Volanta wywarła na Adelę i jej córkę. Matka obawiała się zawsze, nie przyznawała do zmiany zdania — w istocie jednak ważyła, rozmyślała, czyby nie było jej obowiązkiem dla Marynki się poświęcić, porzucić Berezówkę, jechać z nią...
Tak samo dziewczę chciało zaofiarować się dla matki, nie mając wyobrażenia ani o rozmiarach ofiary, ani o niebezpieczeństwach, na jakie ją zawód dramatyczny narażał...
Nie mówiły o tem z sobą nigdy, — myślały dużo...
Żantyr, który po nadejściu nut już był pewien, że sprawa jest w toku, że przyszłość czeka świetna jego ukochaną wychowankę, łamał tylko głowę, jakby tymczasem ułatwić jej naukę, pomódz do przełamania pierwszych lodów. Można było powiedzieć, że odżył tem i odmłodniał... Do zapału, z jakim się brał stu-