Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/461

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Co najprędzej spuszczono kurtynę, doktór wbiegł na scenę. Marynka leżała jak bez życia...
Rosini wyszedł zmieszany oświadczyć publiczności, iż nagła słabość na chwilę tylko przerwie widowisko, które z inną artystką natychmiast rozpocznie się na nowo.
Za kulisami Lacerti puściła już wiadomość, że litwinka obłąkania dostała. Wyniesiono ją do pokoiku, w którym się ubierała; przyjaciele przestraszeni nadbiegać zaczęli.
Doktór po dwakroć wywiódł ją był z omdlenia, lecz otwarłszy oczy, zaczynała krzyczeć, rzucać się i z trwogą niewymowną słabła znowu.
Zosiczowa myślała tylko o tem, jakby ją odwieźć do domu.
Baron już był z powozem i drugim lekarzem na usługi. Juraś stał w progu; wzięto na ręce na pół omdlałą, i wśród rozlegających się na scenie śpiewaków, przeniesiono do karety.
Przez całą drogę trwały konwulsyjne miotania się, płacz i śmiech serdeczny i mdłości.
Wypadek dla tych, co znali dobrze Marynkę, tak był niezrozumiały, iż baron pierwszy wpadł na podejrzenie, że go coś spowodować musiało ukartowanego umyślnie, zbrodniczą ręką.
Domyśleć się jednak jakiego rodzaju dopuszczono się zamachu, nie było podobna. Marynka sama do przytomności przychodząc, pytana, nic opowiedzieć nie umiała. Obłąkanemi oczyma rzucała do koła. Głos jej w piersi zamierał.