Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/462

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dwaj artyści, którzy tak dobrze niepoczciwej usłużyli Lacerti, natychmiast po dokonaniu co im polecono, przestraszeni uciekli z loży i teatru. Zdawało się, że nikt ich dostrzedz nie mógł, i tajemnica zachowaną będzie. Dwóch jednak muzyków grających w orkiestrze, którzy znali dobrze Corsiniego i Volantego, widzieli te widma, a choć się nie mogli domyśleć kto odegrywał ich rolę, zrozumieli dla czego się tam one znalazły.
Oburzenie poczciwych ludzi było ogromne. Najprzód wśród muzyków w orkiestrze rozeszła się wieść o tych dwóch strachach postawionych w loży umyślnie, aby artystce odjąć przytomność i wywołać katastrofę. Wszyscy prawie domyślali się, znając Lacerti, że ona obcą nie była temu niecnemu prześladowaniu.
Ponieważ w początku dwóch tylko świadków mówiło o tem, niebardzo im wierzono, ale wkrótce znaleźli się i inni ze stojących za kulisami, z widzów siedzących naprzeciwko, którzy coś podobnego opowiadali.
W czasie następnego między-aktu po lożach już obiegała wiadomość, niedosyć jeszcze, że zamach jakiś współzawodniczek, jakaś niepoczciwa zdrada, wypadek za wczasu ukartowany, były przyczyną omdlenia Marynki.
Znający stosunki teatralne, wpadali już na myśl, że to być musiało sprawą Lacerti.
Ona to właśnie zajęła miejsce zasłabłej i śpiewała jej rolę, chociaż wzruszenie i przestrach jakiś czyniły ją tego dnia mniej śmiałą i pewną siebie.