Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/446

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Płakała prawie ze złości; ostatnie słowa barona dotknęły ją boleśnie. Pałała zemstą.
Na baronie się zemścić nie miała sposobu; na Marynce? — o! cóżby dała, gdyby mogła!
Stawała jej wszędzie na drodze, była przeszkodą, zaćmiewała ją; lecz pozbyć się jej, po tylu próbach nadaremnych, wątpiła już czy potrafi. Napróżno łamała głowę nad obmyśleniem środków jakichś: wszystkie były lub zużyte, lub niemożliwe. Po za tą kobietą stał baron, bogaty, mający wpływy, znaczenie, uparty, śmiały i wyznający głośno szacunek dla niej.
Lacerti trudno się było pogodzić z tą myślą, że Percival nie grał tam roli kochanka; nie mogła pojąć, coby go do niej wiązało? Zaczynała jednak przekonywać się, że w istocie może baron dotąd kochał się napróżno i dla tego nie opuszczał litwinki... Ostatnia z nim rozmowa, tak złośliwie zakończona, miała w sobie wyraz prawdy, w którą niepodobna było nie uwierzyć.
— Jednym środkiem jest odciągnąć ją od niego, znaleźć mu coś nowego, coby zajęło starego bałamuta, — mówiła sobie Laura.
I postanowiła nie zrywać z nim, być jak najlepiej, a próbować, czy się go nie uda oderwać od Marynki. O tem wstydziła się mówić nawet z matką, ale raz wziąwszy do serca, rozważała, przemyślała co barona znęcić mogło. Według jej pojęć, chyba młodość i pewna oryginalność.
Jednego ranka, baron, który wcale nie myślał o Laurze, a sądził, iż mu kilku słów cierpkich nie