Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Męczennicy Cz.2 Marynka.djvu/438

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wprawdzie majętny właściciel jego, francuz, grzeczny do zbytku, elegant, w pretensyach i w tupecie, ofiarował kredyt nieograniczony, przysyłał bukiety, był z nadzwyczajnemi attencyami, ale te łaski, nudnemi wizytami jego i słuchaniem zwietrzałych komplimentów trzeba było opłacać.
Percival, który dzięki współczuciu swemu, okazywanemu pani ex-dyrektorowej, uchodził już za jej dawnego kochanka, a posądzeniom tym wcale nie zaprzeczał, zaledwie wyszedł z hotelu; począł się nadzwyczaj gorliwie zajmować urządzeniem koncertów... Pojechał do hr. Samsonowa, do ks. Agatona, do właściciela sali, która mu się zdawała najstosowniejszą, kazał nawet wydrukować bilety wejścia bez daty, mając zamiar natychmiast je rozdać między swoich znajomych i przyjaciół śpiewaczki.
Nie wahał się odmalować stanu, w jakim ją Volanti porzucił, w sposób poruszający. Lecz gdyby współczucia nie miała znakomita śpiewaczka, dosyćby było ciekawości, jaką obudzała.
Cała legenda już przywiązana była do jej imienia: Volantego miłość, Corsiniego namiętność, porwanie, samobójstwo, małżeństwo, romans z Percivalem, ucieczka francuza, składały się na tragiczny romans, na historyę, która kobietę biedną i niewinną czyniła jakąś heroiną, wcale odmienną, nic a nic niepodobną do tej, jaką była w istocie.
Po tylu w krótkim czasie przebytych zmianach losu, jakże nie było posądzać tej, która im uległa, że swem postępowaniem wywołała, że swą pięknością i talentem spowodowała te wypadki?